-Pa kochanie. Ucałuj ode mnie mamę i Michalinę -
odpowiedział tato.
Podbiegłam do niego, by się pożegnać. Z czułością mnie przytulił.
Coś wyszeptał przez łzy, ale nie mogłam tego
zrozumieć. Po chwili wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.
Patrzyłam jeszcze przez okno za odjeżdżającym
samochodem.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina
szósta.
***
Jestem Marcelina. Mam jedenaście lat. Często miewam dziwne sny, które później jakby zmieniają się w
rzeczywistość. Mój tato jest podróżnikiem. Zazwyczaj gdy wyjeżdżał, nie było go
do trzech tygodni. Dziś jednak wyruszył w dłuższą trasę, a mianowicie na cały
rok. Zostałam w domu z mamą i młodszą siostrą.
Bez taty było strasznie nudno. Zawsze jak się
nudzę, to on wymyśla mi tysiąc pięćset zajęć. Teraz będę musiała zostawać po
lekcjach w świetlicy. Masakra! Siedzieć z jakimiś maluchami dwie godziny. Wszyscy
z mojej klasy od razu po lekcjach wracają do domu. Kiedy mój tato był na
miejscu przyjeżdżał po mnie, bo kiedy
nigdzie nie musi wyruszać, pracuje w domu. Mama jest w robocie do siedemnastej.
Mieszkamy dość daleko od szkoły, więc sama nie mogę wrócić. Na szczęście, mam
jeszcze dziadka, który czasami będzie mógł mnie do siebie zabrać. Niestety z
Michaliną. Przynajmniej Michalina jest jedna, a w świetlicy takich dzieciaków
jak ona jest pełno.
***
-Dziewczynki!- dobiegał z kuchni głos mamy-
Chodźcie na śniadanie!
-Zaraz mamusiu! Ubieram się!- krzyknęła
Michalina.
Moja siostra ma to do siebie, że kiedy mówi
„ubieram się’’ można przewidzieć, że będzie na dole za jakieś pół godziny.
Misia ma bzika na punkcie ubrań. Dwadzieścia minut zajmuje jej wybranie
ciuchów: jeżeli bluzka i spódniczka mają być tego samego koloru, nie ma opcji,
żeby miały inny odcień, jeśli sukienka jest granatowa, nawet gumka do włosów
nie może być czarna.
Minęło trochę czasu, aż w końcu usiadłyśmy przy stole. Moja mama woli, jeżeli jemy razem,
więc musiałam czekać na siostrę.
-Smacznego- powiedziała mama.
-Smacznego- odpowiedziałam równo z Misią.
-Jutro poniedziałek – zaczęła mama – i idziecie
do szkoły…
- No wiemy. Przecież to logiczne- wymamrotałam
spod nosa, gdyż nie miałam ochoty nigdzie wychodzić.
-Marcela, ale mama po prostu chce nam powiedzieć,
że zostajemy w świetlicy! - ucieszyła
się Michalina.
-Marcelina, wiem, że nie chcesz zostawać z
młodszymi dziećmi, ale ani ja, ani dziadek, nie mamy możliwości odebrać
cię wcześniej – powiedziała mama, bo wiedziała, że straszne nie chcę
siedzieć w szkole po lekcjach.
-No dobra. Jakoś sobie poradzę.
Po śniadaniu poszłam do swojego pokoju. Zupełnie
nie rozumiem, po co to wszystko. Równie
dobrze, mogłabym na przykład siedzieć w
bibliotece. Pomagałabym pani Dorotce (bibliotekarce) i poczytałabym sobie coś.
Rodzice ciągle powtarzają, że trzeba
dużo czytać. Ja nie mam na to zbytnio czasu, ale spędzając dwie godziny w
bibliotece, przynajmniej półtorej godziny bym czytała. Niestety mama i tato nie
dają się na to namówić.
Minął poniedziałek, wtorek, środa i czwartek.
Niewiele się zadziało. Na lekcjach wszystko tak jak zawsze. Ale piątek sprawił
mi wielką radość.
Gdy wróciłam ze szkoły, mama powiedziała, że dzwoniła
Kamila. Pytała, czy mogłabym do niej przyjechać na noc.
Kamila jest moją najlepszą przyjaciółką.
Poznałyśmy się trzy lata temu na Helu, podczas wakacji.
Dokładniej na plaży na Helu. Obie brałyśmy
udział w lekcjach pływania. Nasi rodzice również bardzo się polubili. Spotykamy
się na wakacjach, feriach i urodzinach. W tym roku nie widziałyśmy się ani
razu. Całe ferie byłam u babci w Szczecinie, a na wakacje nie mogłyśmy się
umówić: kiedy ja byłam na miejscu, ona
wyjechała, a kiedy ona wracała, ja
wyjeżdżałam. Urodziny obie mamy w czerwcu, więc z powodu tego, że przyjeżdżali goście, nie udało się trafić na odpowiedni moment
wizyty.
Byłam cała w skowronkach! Zaczęłam skakać z
radości.
-Ale kiedy mam przyjechać?- spytałam na wszelki
wypadek.
-Najlepiej dzisiaj. Wtedy będziecie razem przez
trzy dni.
Pobiegłam do pokoju, nie zwracając na nic uwagi.
Po piętnastu minutach, byłam w salonie ze spakowaną walizką. Mama bardzo się
zdziwiła. Nigdy nie byłam niczym tak podekscytowana. Zazwyczaj chodziłam
obojętnie, wyrzucając każdą informacje, jaką dostałam, do kosza.
-Cieszę się, że jesteś gotowa- powiedziała mama -
ale i tak musimy jeszcze poczekać na Miśkę.
-Ok. Dzisiaj jej daruję, bo nie chcę zmieniać
szczęścia we wkurzenie.
Mama uśmiechnęła się do mnie. Usiadłyśmy na kanapie i czekałyśmy na siostrę. Musiała się przygotować, bo wszystko
wskazywało na to, że zostanie na noc u babci i dziadka, bo mama przenocuje u
Kamili.
***
-Pa Michalina. Bądź grzeczna. – powiedziała
mama.
- Pa mamusiu. Będę tęsknić!
Wyszłyśmy z mamą z domu dziadków. Strasznie się
niecierpliwiłam. Niestety do Helu jeszcze dwie godziny.
W samochodzie nie ma zupełnie co robić. Tylko
słuchać muzyki i spać. Przez prawie całą drogę nie rozmawiałam z mamą. Sto
procent uwagi poświęcała trasie.
Zasnęłam. Śniło mi się, że ja
z mamą i siostrą stałyśmy na
rozpadającym się moście. Pod nami była głęboka przepaść. Bardzo trudno było się
utrzymać. Nagle Michalina spadła!
W tym momencie obudziłam się…
***
Nareszcie dojechaliśmy na miejsce!
Kamila przywitała nas już w drzwiach.
Od razu pobiegłyśmy do jej pokoju, żebym mogła
się rozpakować.
Po kilku godzinach zeszłyśmy do kuchni na kolację. Nagle do mamy
zadzwonił telefon. Na chwilę wyszła na korytarz. Nie przejmowałam się zbytnio o
czy rozmawia, jednak kiedy do nas wróciła, zaczęłam się obawiać…
-Michalina dostała straszną gorączkę. Ma prawie
czterdzieści stopni - powiedziała trochę wystraszona.
Opowiadałam jej o moim śnie. Wiedziała, że moje
sny czasami przekręcają się w rzeczywistość. Bała się, że z tym będzie tak
samo.
-Muszę jak najszybciej do niej przyjechać-
kontynuowała.
-Ale to raczej dopiero jutro- stwierdziła mama
Kamili- zaraz się ściemnia, a do was jest kawałek drogi.
-No tak, racja. To wyjadę jutro z rana.
Patrzyłam jak wryta. Niby się cieszę, że mama
nie będzie nam przeszkadzać, ale ta sytuacja z Miśką, naprawdę mnie zdziwiła.
Jeszcze dzisiaj rano była pełna energii. Tu się dzieje coś dziwnego…
***
Zaraz po śniadaniu mama wyjechała. Widać było,
że bardzo się martwi. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Co się stało, to się nie odstanie. Już nic z tym
nie mogę zrobić.
Poszłam z Kamilą do jej pokoju. Musimy sobie
wszystko zaplanować.
***
Następnego dnia poszłyśmy na plażę. Weszłam do morza. Na
początku trochę się bałam, że będzie za
zimna woda, jednak szybko się przekonałam, że jest nawet ciepła. Gdy zanurzyłam
się po kolana, stało się coś strasznego… Prąd mnie porwał! Zaczęłam się topić.
Krzyczałam z całych sił, ale nikt mnie nie słyszał.
W pewnym momencie, zupełnie się zatopiłam.
Strasznie się bałam. Kończyło mi się powietrze.
Nagle otworzyłam buzię, ale nie umarłam. Wiem, że to
dziwnie brzmi, ale byłam przekonana, że kiedy zabraknie mi powietrza, nadejdzie
mój koniec. Lekko otworzyłam oczy. Nie czułam pieczenia. Spróbowałam się
poruszyć. Wszystko było dobrze. Jakbym była rybą czy syreną, która oddycha pod wodą.
Zaczęłam płynąć. Za bardzo nie wiedziałam, gdzie
jestem. Nie wiedziałam, jak daleko odpłynęłam. Po prostu sunęłam przed siebie.
Po jakimś czasie dopłynęłam do wyspy. Wyszłam z wody. Nigdy tu
nie byłam. Kamila nigdy mi nie opowiadała o tej wyspie, a na pewno o niej wiedziała, bo to nie mogło
być jakoś bardzo daleko od jej domu. Postanowiłam się rozejrzeć po
okolicy. Jednak na pierwszy rzut oka,
zaczęłam mieć wątpliwości, czy dalej jestem na Helu. Wszędzie było pełno palm
kokosowych. Ogólnie, wyspa wyglądała bardzo egzotycznie. Poszłam przed siebie.
Czułam jakby ktoś mnie obserwował. Kilkokrotnie rozglądałam się, czy na pewno w pobliżu nikogo
nie ma.
Po paru minutach podeszłam do dziwnego kotła. Stał na środku ogołoconej z palm części
wyspy. Zajrzałam do niego. W środku znalazłam dziwny wisiorek, z bardzo
ciekawym kamieniem. Wzięłam go do rąk i obejrzałam dokładnie. Tato przywoził
czasami z wypraw drogocenne kamienie, ale ten nie przypominał żadnego z nich.
Schowałam go do kieszeni i poszłam dalej.
Gdy przeszłam całą wyspę, stwierdziłam, że nie
ma tu już nic ciekawego, więc chyba będę wracać. Tylko za bardzo nie miałam
jak. Postanowiłam upewnić się, czy dalej mogę oddychać pod wodą.
***
Dopłynęłam na kolejną wyspę. Było tam trochę
zimniej. Na jednym z drzew wisiała czysta bluza. Powąchałam ją. Pachniała
normalnie. Sprawdziłam, czy nikogo nie ma w pobliżu, do kogo mogłaby należeć.
Nikogo oprócz mnie tam nie było. Założyłam bluzę i poszłam dalej. Dotarłam do
miejsca bardzo podobnego do tego na poprzedniej wyspie. Tym razem stało tam
dziwne krzesło. Podeszłam żeby mu się przyjrzeć. W oparciu był wyżłobiony kształt. Gdy
popatrzyłam na niego dokładniej, zaczął mi coś przypominać… Wyjęłam z kieszeni
kamień. Tak! Idealnie pasował. Nagle, krzesło jakby porwało ten piękny
przedmiot, a na jego miejscu pojawił się mały kluczyk. Oczywiście go zabrałam.
Nie wiem, co tu się dzieje, ale wiem, że
to może mieć jakiś wpływ na świat, więc lepiej nie będę wracać. Wskoczyłam do
wody i płynęłam dalej.
***
Kolejna wysepka, była mniejsza od tamtych. Na
krzaku leżał niebieski polar. Założyłam go szybko, bo pogoda się pogorszyła.
Wiał zimny wiatr. Długo zajęło mi
szukanie tajemniczego przedmiotu. W końcu znalazłam niedużą drewnianą
skrzynię. Otworzyłam ją (kluczykiem z krzesła) i znalazłam notes. Był strasznie
zakurzony. Otworzyłam na pierwszej
stronie. Widniał tam napis: Podróż dookoła
Świata.
Przełożyłam stronę. Był tam nie zbyt długi
wstęp:
Witaj
drogi podróżniku.
Czytasz
właśnie mój pamiętnik. Opisałem w nim to, co spotkało mnie podczas wyprawy, którą
właśnie zacząłeś. Znajdziesz w nim również szyfry i hasła, które będą ci
potrzebne podczas tej przygody.
Spotkają
cię momenty, w których niezbędna będzie moja pomoc, więc trzymaj ten notatnik
zawsze przy sobie. Ja już przeżyłem to, co ty teraz zaczynasz przeżywać. Jeśli
posłuchasz moich rad, nic cię nie powinno zaskoczyć na wyspach, które zwiedzisz.
Trzymam za
ciebie kciuki. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.
(Niedługo znajdziesz mój następny notatnik, w którym
wyjaśnię ci sens tej podróży i zdradzę ci moje imię)
-Ale super!- krzyknęłam z radości. - Nareszcie
coś się dzieje.
-Nigdy nie spotkała mnie tak ciekawa przygoda-
mówiłam sama do siebie.
Popłynęłam dalej. Muszę się spieszyć. W
pamiętniku napisane było, że wysp jest pięć, więc pomyślałam, że szybko to zejdzie,
skoro przeszłam już trzy. Jednak gdy przeczytałam dalej, okazało się, że ostatnia
jest bardzo duża i ukrytych jest na niej
kilka przedmiotów, które bardzo trudno znaleźć… Dodatkowo, było tam ponoć
strasznie zimno. Mam nadzieję, że znajdę tam grubą kurtkę.
***
Przy brzegu znalazłam małe pudełeczko z jeszcze mniejszym
kluczykiem w środku. W głębi wyspy na jednym z kamieni leżała drewniana
szkatułka. Chciałam otworzyć ją kluczem, ale była otwarta. Bardzo mnie to
zdziwiło. No ale nie mam czasu teraz się nad tym zastanawiać. Chcę załatwić tą
sprawę jak najszybciej, bo oczekuję na jakąś nagrodę…
Nagle usłyszałam szelest. Podskoczyłam ze strachu.
-Czy ktoś tu jest?- zapytałam przestraszona. -
Pokaż się!
Szelest się powtórzył. Zauważyłam, jak coś bardzo szybko przede mną przebiegło.
-Halo!- zawołałam ponownie- Pokaż się!
Nikt mi nie odpowiedział. Chciałam uciec, jednak
przypomniałam sobie o pamiętniku. Otworzyłam go.
Na jednej stronie napisane było:
WYSPA 4
Praston-
zwierze wielkości dorosłego tygrysa. Występuje na czwartej wyspie. Na całym
świecie jest tylko jeden. Zajmuje się
przekazywaniem ważnych informacji.
Wygląd
zewnętrzny:
Nieproporcjonalnie
mała w stosunku do ciała głowa, fioletowe oczy. Kolor sierści- granatowo- szary,
w paski.
Wygląd
wewnętrzny:
Spokojny,
bardzo przyjazny wobec ludzi.
-No dobra. W takim razie, nie ma się czego bać-
powiedziałam.
Zaczęłam nasłuchiwać. W końcu zza krzaka
wyłoniła się mała główka Prastona. Powoli wychodził. Nie chciałam go
przestraszyć, ale trochę się spieszyłam, więc podeszłam do niego. Miał
przywiązaną do łapy niedużą butelkę. Odwiązałam ją i wyciągnęłam z niej kartkę. Zwierzak nadal przy mnie stał. Zaczęłam
czytać:
Drogi
podróżniku.
Praston
pomoże ci przedostać się na piątą wyspę. Nie możesz już oddychać pod wodą. Na
następnej wyspie szukaj mojego drugiego
pamiętnika. Pilnuj kluczyka. Jeszcze ci się przyda.
Usiadłam na grzbiecie zwierzaka. Popędził do
wody. Trochę się bałam , że zlecę, ale naprawdę
tylko trochę.
***
Odpłynął na czwartą wyspę. Znalazłam notes pod
krzakiem. Na pierwszej stronie dużymi literami, napisane było:
PODRÓŻ DOOKOŁA ŚWIATA
Jacek Pałkiewicz
Przewinęłam stronę. Uważnie czytałam:
Wiele
podróżowałem.
Ty tez
pewnie jeszcze wiele zwiedzisz. Ta podróż nie miała zbyt wielkiego celu. Chodziło
tylko o to, byś poznał świat fantazji. Zwiedziłem wiele miejsc. Wszystkie były
takie prawdziwe, niesamowite. Jednak ta była najprawdziwsza, chociaż wcale nie
prawdziwa.
Tu się zacięłam… Jak to nieprawdziwa?! Przecież…
nie rozumiem.
Nagle się obudziłam. Nie mogłam uwierzyć, że to
był tylko sen. Ale niestety to był tylko sen.
Leżałam w łóżku. To było bardziej prawdziwe, niż
wspaniała historia którą przeżyłam tak prawdziwie.
Ale ten sen, dał mi coś czego nigdy nie miałam:
CEL. Postanowiłam zostać podróżnikiem. Wydam książkę, w której opiszę tę
przygodę. Żeby inni po przeczytaniu tej książki, też mieli jakiś wspaniały sen,
po którym będą wiedzieli, co naprawdę chcą robić w życiu.
Z dedykacją dla Babci i Dziadka.
Dużo zdrowia, radości i wspaniałych chwil spędzonych z
wnukami
Zosia, 5a
Zosia, 5a
Wrzesień- 2016r.