poniedziałek, 30 października 2017

Wiersz Mateusza



 Życie zdaje się być krótkie,
polega na uciekaniu przed śmiercią,
ale ukryć się nie możemy.
Życie to kraina odkryć i cudów,
ale i pracy, wysiłku, potu i łez.
Dwa istnieją światy: jeden realny, a drugi marzeń.
Dlaczego pracujemy?
I tak nadejdzie życia kres.
Wszystko pójdzie wtedy gdzieś.
Ludzie giną i na wojnie i z głodu i z pragnienia.
Wszystkie rzeczy idą w niepamięć.
Indianin życia to taki szaman, nic nie poradzi, że człowiek umiera…

Mateusz, 5d

poniedziałek, 23 października 2017

Kartka z dziennika pisana slangiem uczniowskim - inspiracją była "Dynastia Miziołków".



Poniedziałek, 1 września 2017
            Dzisiaj zaczął się rok szkolny. Ale klapa! W dodatku młodsza siostra już pierwszego dnia narobiła mi siary. Gdy przyszedłem do szkoły, chłopaki byli na totalnym luzaku, oczywiście oprócz mojego znajomego, bo kumplem go nie nazwę, Rodericka. Grał na swoich lamerskich skrzypcach, żeby się odstresować, to straszny kujon! Nagle zauważyłem moją mordeczkę – Alfreda. Powiedział, a raczej ryknął:
Elo, Vash! Potem strzelił daba, równocześnie kręcąc Spinnerem. Pewnie nie wie, że to już niemodne – pomyślałem. Ale Cringe[1]! Obok Alfreda stali Ivan i Ravis, którzy bili się na ołówki. Głupio to wygądało, bo Ivan jest najwyższy w klasie, a Ravis najniższy. Ni stąd, ni zowąd facetka wlepiła im uwagi. Ravis od razu zaczął beczeć. Lamus jak się patrzy! Aż się prosi, żeby go walnąć. Obok Jakaterina i Elka gadały o stanikach. Kretynki, kompletnie ich nie rozumiem. W przeciwieństwie do Jakateriny i Eli, Natalka była spoko i rzucała w Torisz kamieniami. Chwilę potem usłyszałem głos facetki od przyry: zapraszam wszystkich uczniów na apel!
Po prostu super, znowu będziemy musieli wysłuchiwać nudnej gadki dyra. Szliśmy przez korytarz, aż doszliśmy do dużej sali gimnastycznej. Usiedliśmy na podłodze
i słuchaliśmy. Nie będę tego opisywać, bo było to strasznie nudne. Nagle usłyszałem, że moja siostra recytuje wierszyki na środku sali. Gdy już skończyła mówić, zaczęła grzebać w torbie tak długo, aż nie wyciągnęła różowej piżamy w Hello Kitty. Potem bezwstydnie krzyknęła:
To dla mojego braciszka Vasha z 5c!
            Ale wstyd! Teraz już nikt nie chce ze mną gadać.
Ala, Asia, Maja, Tosia, Rozalia, 5a

Wtorek, 10.12.2017
            Dziś rano poszedłem do budy w złym humorze i przeczuciem, że dostanę lufę.
            Na angolu moje przeczucia się sprawdziły, dostałem pałę z kartkówki, a przecież jestem kujonem. Z wrażenia aż się poryczałem. Pani wywaliła mnie z klasy. Stałem na korytarzu, śmiałem się i płakałem. Przyszedł Dyro i zapytał mnie dlaczego płaczę i się śmieję. Ja odpowiedziałem, że wszystko stało się na angolu. Dyro też się roześmiał i powiedział, że za taką świetną historyjkę kupi mi boskie oksy.
            Wróciłem na chatę i powiedziałem mamie, że Dyro kupi mi boskie oksy. Mama, podobnie jak ja, popłakała się z wrażenia, ale jej nikt nie wystawił na korytarz. I to ma być sprawiedliwość?
Adam, Bartek, Jaś, Kuba, Kajetan, 5a

Piątek, 13.10.2017
            Dzisiaj na polskim Tomasz Problem uciekł z lekcji. Cała szkoła go szukała, a lekcja przepadała w najlepsze. Klaudiusz Wszechmogący, korzystając z nieuwagi facetki, wyciągnął telefon i włączył Clash Royal, otworzył skrzynkę. trafił legendę i zaczął się drzeć. W międzyczasie pani znalazła Tomasza Problema w klopie.
- Czemu tutaj siedzisz? – pytała czerwona ze złości nauczycielka.
- Musiałem skorzystać, zacząłem grać i tak się wciągnąłem, że nie usłyszałem dzwonka – tłumaczył się niewąsko Problem.
Pani złapała się za głowę i nie wiedzieć czemu, krzyknęła:
Wszyscy macie uwagi!
I tak wyglądał piątek trzynastego.
Danil, Klaudiusz, Maciej 5a

5.09. Doroty, Wawrzyńca
            Dzisiaj rodzice obudzili mnie wcześnie rano, bo musiałem iść do budy. Okazało się, że mamy dzisiaj pięć nudnych lekcji: polaka, anglika, matmę, przyrę i histę. Na pierwszej godzinie dostałem lufę ze sprawdzianiu. Na następnej lekcji była przyra. Facetka wywaliła mnie z klasy, bo śmiałem się na lekcji. To było super, ale jutro czeka mnie rozmowa z rodzicami i z dyrem.
            Po lekcjach wbiegłem ze szkoły i zorientowałem się, że zgubiłem klucz do chaty. Niestety okazało się, że w domu była mama, która zaczęła się drzeć, bo już ktoś nakapował jej, że facetka wywaliła mnie z klasy.
            Po tej żenującej akcji postanowiłem zamknąć się w pokoju i poczekać tam do końca dnia.
Ewelina, Magda, Julka, Mariana, 5a

19.10.2017, Piotra, Ziemowita
            Ten dzień zaczął się pechowo, najpierw zaspałem do szkoły, potem ochlapał mnie autobus. Poryczałem się.
            W szkole pani Salomon zrobiła niezapowiedzianą kartkówkę. Zlamiłem ją, zresztą jak wszyscy. Następna była matma. Gdy omawialiśmy ułamki dziesiętne, wszedł Poduszkowski. Przezywamy go tak, bo zawsze się spóźnia. Jego starzy są strasznie bogaci i mają w nosie jego edukację. Na WF trener kazał nam robić przysiady, bo Zupa znowu podłożył mu pod pupę pinezkę.
Na angliku powstała znakomita kapela rockowa. W jej skład wchodzili: Ja, Poduszkowski, Zupa, Bąk, Żąkil, Lufa i Wróbel. Nazwaliśmy ją Rock Band. Pierwszy koncert już na kolejnym angliku.
Agnieszka, Kamila, Marianna, Martyna, Weronika, 5d


[1] Cringe – w slangu młodzieżowym oznacza zawstydzającą sytuację.

środa, 4 października 2017

"Co widziały drzewa" oraz "Z pamiętnika grzecznego psa" w opowiadaniach uczniów z klasy 3h



„Co widziały drzewa”
Na małej polanie rosły dwa małe drzewka: sosna i świerk. Oglądały dosłownie wszystko: księżyc i gwiazdy na niebie, zwierzęta biegające u ich stóp, ptaki siadające na ich gałęziach.
Pewnego dnia sosna zauważyła, że obok nich kręcą się dwie małe wiewiórki. Zwierzętom bardzo spodobały się te drzewa i postanowiły na jednym z nich zamieszkać. Świerkowi się to nie spodobało, ale sosna bardzo lubiła te dwie małe wiewiórki, które uwielbiały skakać po ich gałęziach. Gdy nadeszła zima i spadł pierwszy śnieg, drzewa mogły oglądać, jak dzieci lepiły bałwany ze śniegu. . Przychodziły tam codziennie, żeby pojeździć na sankach. Pewnego wieczoru drwal ściął sosnę i zabrał ją do wioski. Świerk ze smutku stracił wszystkie igły, bo bardzo tęsknił za sosną.
Sosna została przez dzieci ustrojona w piękne bombki, kolorowe lampki, a na jej czubku była świecąca wielka gwiazda. Była bardzo dumna z tego, że została wybrana i ustrojona, ale w głębi serca tęskniła za świerkiem, który teraz samotnie rośnie na polanie.
Jakub, 3h

„Co widziały drzewa”
Wybuchła wojna na świecie. Większość drzew została zgładzona i doszczętnie spalona.
Ludzie żyli w strachu i wychodzili w grupach na dwór. W całym kraju latały myśliwce i bombowce, które zburzyły wiele domów, a także zabytków.
Smutne drzewa musiały patrzeć jak zbijają niewinnych ludzi. Drzewa rozmawiały szeptem między sobą, najciszej jak tylko potrafiły, tak aby nikt ich nie usłyszał. Patrząc na to, co dzieje się wokół nich mówiły        „O Boże jak można być tak okrutnym.” Przygnębione drzewa wolałyby pójść tam, gdzie nie będą widziały jak zabijają, lecz nie mogą. Są skazane na to, żeby stać nieruchomo i tylko wiatr szeleścił ich liśćmi.
Minęło kilkanaście lat i wojna jeszcze trwała. Drzew było bardzo mało. Każdego roku ubywało ich coraz więcej. Usychały kolejno, jedno po drugim z rozpaczy nad otaczającym świat złem.
Aż nagle pojawił się promy słońca, który dał siłę i nadzieję na pokój, szczęście i wygraną walkę ze złem. Drzewa zaczęły się odradzać coraz to ładniejsze i większe. Przyroda zaczęła odżywać, a słońce zagościło na stałe na niebie.
Udało się nam wygrać ze złem, jednak musimy pamiętać o tym, że gdy sytuacja się powtórzy- drzew może nie być już wcale.
Aleksander, 3h

„Z pamiętnika grzecznego psa”
Cześć! Jestem bardzo grzeczny pies. Nazywam się lizak> Mieszkam we Wrocławiu ze swoimi opiekunami. Dzisiaj opowiem krotką historię, jak to wspaniale było być samemu w domu.
Moi opiekunowie to Henryk i Danuta. Pierwszy raz spotkałem ich w sklepie, gdy miałem 27 dni. Chyba sekundę zastanawiali się, którego pieska wybrać. Wybrali mnie, bo wyglądałem na słodkiego i grzecznego. A ja zastanawiałem się, co to znaczy „grzeczny”? Szybko pokazałem, że raczej do grzecznych piesków nie należę.
Pewnego razu Henryk i Danuta zostawili mnie samego w domu. Przed wyjściem powiedzieli: „Nasz grzeczny Lizaku, opiekuj się domem, za godzinę wracamy.
Najpierw wpadłem do kuchni. Biegałem po stole i niestety rozbiłem talerze. Potem wpadłem do łazienki i zobaczyłem moją ulubioną zabawkę. To był papier toaletowy. Rozwinąłem go po całym domu. Ale to była frajda! Nagle otworzyły się drzwi i usłyszałem: „Rany, Lizaku!!! Co ty narobiłeś?”
To koniec mojej historii. Wygląda na to, że jestem bardziej słodki niż grzeczny.
Tomek, 3h

„Z pamiętnika grzecznego psa”
Cześć, jestem Fiki, mały grzeczny piesek. Moim panem jest Jaś, 9 letni chłopiec. Mieszkam na ulicy Spodenkowej u Jaśka Dziadka. Mieszkają tam: Babcia, Dziadek, Jaś, siostra Jaśka- Basia, tato – Krzyś i mama Stasia.
Pewnego dnia babcia źle się poczuła i zabrali ją do szpitala. Po południu pojechaliśmy ją odwiedzić, ale doktorzy nie pozwolili mi wejść do szpitala. Zostałem na dworze. Bardzo się nudziłem, ale na szczęście po chwili wszyscy wyszli. Wróciliśmy do domu, a potem poszliśmy do parku. Okazało się jednak, że park jest zamknięty, więc poszliśmy na przystanek autobusowy. Coś mnie tam zaciekawiło i pobiegłem za tym. Było to coś chodzącego, a po chwili zobaczyłem, że nie ma mojej rodziny. Poszedłem więc dalej za tym czymś. Po chwili jednak zniknęło mi to z oczu. Zauważyłem, że jestem na jakiejś łące. Wtedy zauważyłem małe królestwo. Nagle zrobiłem się malutki jak jego mieszkańcy. Żyły tam mrówki. Przez dzień i noc ciężko pracowały. Nosiły rożne zgniłe owoce, liście i patyki, a ja im pomagałem. Poznałem tam Wieśka, Edka, Stasia i Kubę. Po kilku dniach zatęskniłem za moją rodziną, więc pomogli mi oni znowu być dużym. Przy okazji oni zmienili się w motyle. Zastanawialiśmy się jak trafić do mojego domu. Przypomniałem sobie, że obok niego płynęła rzeka, więc ruszyliśmy na most. Przechodząc przez niego podskakiwałem z radości i nagle potknąłem się i wpadłem do wody. Na szczęście koło mostu jechała policja na rowerach. Motylki zaczęły tak im latać koło nosów, że się zatrzymali. Wtedy zobaczyli mnie i przybiegli na ratunek. Rzucili mi linę, którą złapałem w zęby i wyciągnęli mnie na brzeg. Cały się trząsłem z zimna. Policjanci zobaczyli na mojej obroży numer telefonu do Jasia. Zadzwonili do niego, a on po kilku minutach przyjechał z tatą. Pojechaliśmy do domu, a motylki latały nad samochodem.
Od tej pory zawsze trzymałem się mojego pana i uważałem, żeby się nie zgubić. Motylom zrobiliśmy piękną klatkę i zamieszkały z nami.
Igor, 3h

„Z pamiętnika grzecznego psa”
Nazywam się Tosiek. Jestem bardzo grzecznym psem.
Moja mama urodziła sześcioro szczeniaków. Na początku dostałem imię Paweł Śpiewak, bo byłem najgłośniejszy z rodzeństwa. Moim kolejnym imieniem było Sisitowy Szybki Tosiek, ponieważ zawsze najszybciej wbiegałem do pokoju i chowałem się do dziury. Moi bracia i siostry rozjechali się po całym świecie, a ja zostałem w rodzinnym domu. Na pewno dlatego, że byłem najgrzeczniejszy i nadal jestem.
Mojej mamie codziennie czeszę zębami włosy. Moją starszą siostrę nauczyłem szybko biegać, bo ciągle ją gonię. Mojego wujka cały czas przytulam, mimo że on na mnie burczy i warczy. Kiedy wychodzę na spacer, to też jestem bardzo grzeczny. Głośno szczekam, żeby ogłosić, że jestem chętny do zabawy. Potem też szczekam na kubły na śmieci, latarnie, słupki, porzucone worki, bo muszę dobrze chronić moją rodzinę.     W parku bardzo lubię wszystkie dzieci. W domu jestem jeszcze grzeczniejszy. Zjadam kapcie, bo mogą roznosić zarazki, zjadłem prostownicę do włosów, żeby moja pani nie oparzyła się. Kiedyś chciałem być jeszcze grzeczniejszy i zjadłem całą paczkę herbatki na uspokojenie. Zawsze w aucie śpiewam arie operowe.
Można powiedzieć, że jestem najgrzeczniejszym psem na świecie. Mówię to ja i moja rodzina.
Agnieszka, 2h

wtorek, 3 października 2017

"Z pamiętnika grzecznego psa" i "Co widziały drzewa" w opowiadaniach uczniów z klasy 3f



Z pamiętnika Grzecznego Psa
Nadszedł weekend, kiedy mieliśmy jechać do Gosi na Wielkanoc. Nie mogłem się doczekać. Pewnego dnia usłyszałem, jak moja rodzina rozmawiała o zbliżającym się wyjeździe. Byłem ciekawy, gdzie mnie zabiorą. Właśnie się pakowaliśmy, a ja jadłem obiad. Nagle ktoś wszedł do domu i przestałem jeść. Podszedłem do drzwi. Okazało się, że to sąsiad z naprzeciwka. Merdałem ogonem i szczekałem. Michał i Ola przywitali się i chwilę porozmawiali, a ja leżałem na dywanie. Gdy sąsiad wszedł, nagle zerwałem się na cztery łapy i usłyszałem: Rysiek idziemy! Próbowali zaciągnąć mnie do bagażnika, ale dopiero gdy wrzucili do niego moją zabawkę, wskoczyłem i ja.
Każdy był już w samochodzie, tylko Ola jeszcze zamykała dom. Właśnie wyjeżdżaliśmy, a ja leżałem. Bartek zapytał czy może pograć na telefonie? W tym samym czasie wskoczyłem obok Bartka. Jechaliśmy bardzo długo. Gdy Michał otworzył klapę bagażnika wyskoczyłem z impetem. To był całkiem nieznany teren, więc szybko obwąchałem go w całości. Właśnie wchodziliśmy po schodach, bardzo mocno się zasapałem, a gdy dotarliśmy do drzwi, dość długo merdałem ogonem.
Nadchodził wieczór, chłopcy jedli kolację. Leżałem na kanapie obok Michała. No i w końcu zasnąłem. Śniło mi się, że potrafiłem latać. W końcu się obudziłem. Był już ranek…
Wojtek, 3f

Z pamiętnika grzecznego psa
Jestem psem policjantem. Wołają na mnie Reks. Właśnie idę na mecz z moim opiekunem porucznikiem Nowakiem na stadion miejski. Dzisiaj będzie mecz piłki nożnej, grać będzie „Śląsk” Wrocław z „Lechem” Poznań.
Widzę już tłumy kibiców wchodzących przez bramki na stadion. Ja wchodzę specjalnym wejściem dla policjantów i ich pomocników. Usiedliśmy blisko murawy boiska, pomiędzy sektorami kibiców „Śląska”, a kibiców gości. Trwa losowanie, kto rozpocznie mecz. Sędzia rzuca monetą i Celeban kopie piłkę do Picha. Trwa powolna wymiana piłki. O! Kosecki pędzie na połowę przeciwnika, kiwa Majewskiego. Podaje do Picha, a ten strzela gola! Kibice „Śląska” wyskoczyli do góry krzycząc „gooool!”. Kibice „Lecha” Poznań buczą. Mój pan i ja patrzymy na trybuny, czy nikt nie odpalił fajerwerków. Widzę, że jest spokojnie. Ni e muszę interweniować. Mogę spokojnie oglądać mecz. I tak było do ostatniego gwizdka sędziego, który kończy mecz.
Merdam ogonem ze szczęścia, że „Śląsk” wygrał i kibice byli grzeczni.
Karol, 3f

Co widziały drzewa
Jest takie drzewo o imieniu Bartek. Rośnie w środku gęstego lasu. Trudno się do niego dostać, bo otaczają je gęste kłujące zarośla. Drzewo to jest bardzo stare. Pięćset lat temu było świadkiem tajemniczego zdarzenia.
Pewnego razu król, który panował na tym terenie, wybrał się na przejażdżkę konną do lasu. Był słoneczny dzień i nikt nie spodziewał się burzy. Niespodziewanie zagrzmiało i jeden z piorunów spłoszył królewskiego rumaka. Król upadł na ziemię. Był ranny. Zorientował się, że nie ma przy nim konia. Zaczął go wzywać, lecz wystraszony koń uciekł. Postanowił poszukać drogi powrotnej do zamku. Zaczął iść po śladach końskich kopyt, lecz padający deszcz zmył niektóre ślady. Po pewnym czasie zastał go wieczór. Okazało się, że zabłądził. Deszcz zaczął coraz mocniej padać, a z oddali słychać było odgłosy dzikich zwierząt. Nagle przed sobą zauważył wielkie drzewo, otoczone skałami. Zdecydował, że tam się schroni. Zmęczony i obolały usiadł pod drzewem. Nagle zaczęło się dziać coś dziwnego. Gałęzie drzewa zaczęły się obniżać i otaczać króla. Nie wiedział co się dzieje. Zorientował się, że drzewo chce mu pomóc i go ochronić. Poczuł się bezpiecznie. W takim schronieniu przeczekał do rana. Gdy się obudził drzewo uniosło swoje gałęzie. Las szumiał. Zdawało mu się, że wskazuje mu drogę powrotną. Pożegnał się z drzewem i podziękował za ocalenie mu życia. Postanowił pójść w kierunku wskazywanym przez szum lasu. Po dwóch godzinach marszu znalazł się na skraju lasu. W oddali zobaczył swój zamek. Był szczęśliwy.
Historia króla rozeszła się po całej okolicy. Mówiono o magicznej mocy drzewa i o skarbach, które król ponoć pod nim ukrył. Wielu próbowało je odnaleźć, lecz nikomu jak dotąd się nie udało.
Julia H., 3f

Co widziały drzewa
Bardzo, bardzo daleko na zaginionym lądzie, w wielkiej puszczy rosły stare drzewa.
Były to magiczne drzewa, gdyż potrafiły patrzeć. Widziały one wiele dziwnych, magicznych rzeczy i postaci w tym elfy, skrzaty, krasnale, trole oraz mówiącego osła. Codziennie postacie te robiły zwariowane rzeczy. Osioł chciał nauczyć się latać chociaż nie miał skrzydeł. Trol udawał żabę i kumkał. Krasnale szukały Śpiącej Królewny, która już dawno się obudziła. Elfy i skrzaty założyły zespół muzyczny i grały leśne koncerty. W koronach tych drzew mieszkały ptaki o pięknych piórach, które w promieniach słońca mieniły się różnymi kolorami. Widziały Billa Cyferkę, który jest postacią bajkową i chce zawładnąć światem. Jest też Diper, który ma trzy magiczne księgi, w których jest napisane, jak nie pozwolić Billowi zawładnąć światem. Mieszkały w tym lesie również zwierzęta różnych ras, lecz najbardziej rozrabiały tam diabły tasmańskie, które szukały wśród drzew dobrego jedzenia.
Drzewa, aż oczy ze zdziwienia przecierały, takie w tym magicznym lesie cuda się działy.
Mateusz B., 3f

Co widziały drzewa
Był sobie las, pełen starych dużych drzew. Mieszkały w nim ptaki, wiewiórki i inne zwierzęta. Miały tam miejsce różne ciekawe zdarzenia. Wszystkiemu z ciekawością przyglądały się drzewa.
Wiele lat temu do lasu weszła dziewczynka z czerwonym kapturem założonym na głowę. Miała koszyczek w ręce. Najciekawsze było jednak to, że podążał za nią wilk. Zwierz pierwszy doszedł do chatki, do której kierowała się dziewczynka. Po dziewczynce do chatki wszedł drwal. Po jakimś czasie wybiegł wilki, a dziewczynka i drwal spokojnie poszli do domu. Drzewa były bardzo ciekawe, co działo się w środku.
Wiele lat później w lesie drzewa zobaczyły dziewczynkę i chłopca z mamą i tatą. Chłopiec z tatą rąbali drzewo, a dziewczynka z mamą zbierała grzyby. Pewnego razu rodzice zostawili dzieci same. Dzieci się bardzo zaniepokoiły, gdy zostały same. Robiło się ciemno, a dzieci nie znajdywały drogi do domu. Drzewa widziały, że idą w głąb lasu. Po krótkim czasie doszły do domu z piernika i weszły do niego. Drzewa, jak drzewa, nie mogły wejść do domku i zobaczyć co się dzieje w środku. Po kilku dniach zobaczyły, że dzieci ze skarbami wracają do domu.
Kilka wieków później, drzewa zobaczyły dziewczynkę na różowo- białym rowerku, która pędziła przed rodzicami, szeroko uśmiechnięta. Drzewom bardzo podobał się obrazek uśmiechniętej dziewczynki. Las jest teraz Puszczą Białowieską i jest wycinany. Niewiele więc już zobaczy…
Urszula, 3f