„Co
widziały drzewa”
Na małej polanie rosły dwa małe drzewka: sosna i świerk.
Oglądały dosłownie wszystko: księżyc i gwiazdy na niebie, zwierzęta biegające u
ich stóp, ptaki siadające na ich gałęziach.
Pewnego dnia sosna zauważyła, że obok nich kręcą się dwie
małe wiewiórki. Zwierzętom bardzo spodobały się te drzewa i postanowiły na
jednym z nich zamieszkać. Świerkowi się to nie spodobało, ale sosna bardzo
lubiła te dwie małe wiewiórki, które uwielbiały skakać po ich gałęziach. Gdy
nadeszła zima i spadł pierwszy śnieg, drzewa mogły oglądać, jak dzieci lepiły
bałwany ze śniegu. . Przychodziły tam codziennie, żeby pojeździć na sankach.
Pewnego wieczoru drwal ściął sosnę i zabrał ją do wioski. Świerk ze smutku
stracił wszystkie igły, bo bardzo tęsknił za sosną.
Sosna została przez dzieci ustrojona w piękne bombki,
kolorowe lampki, a na jej czubku była świecąca wielka gwiazda. Była bardzo
dumna z tego, że została wybrana i ustrojona, ale w głębi serca tęskniła za
świerkiem, który teraz samotnie rośnie na polanie.
Jakub,
3h
„Co
widziały drzewa”
Wybuchła wojna na świecie. Większość drzew została zgładzona
i doszczętnie spalona.
Ludzie żyli w strachu i wychodzili w grupach na dwór. W
całym kraju latały myśliwce i bombowce, które zburzyły wiele domów, a także
zabytków.
Smutne drzewa musiały patrzeć jak zbijają niewinnych ludzi.
Drzewa rozmawiały szeptem między sobą, najciszej jak tylko potrafiły, tak aby
nikt ich nie usłyszał. Patrząc na to, co dzieje się wokół nich mówiły „O Boże jak można być tak okrutnym.”
Przygnębione drzewa wolałyby pójść tam, gdzie nie będą widziały jak zabijają,
lecz nie mogą. Są skazane na to, żeby stać nieruchomo i tylko wiatr szeleścił
ich liśćmi.
Minęło kilkanaście lat i wojna jeszcze trwała. Drzew było
bardzo mało. Każdego roku ubywało ich coraz więcej. Usychały kolejno, jedno po
drugim z rozpaczy nad otaczającym świat złem.
Aż nagle pojawił się promy słońca, który dał siłę i nadzieję
na pokój, szczęście i wygraną walkę ze złem. Drzewa zaczęły się odradzać coraz
to ładniejsze i większe. Przyroda zaczęła odżywać, a słońce zagościło na stałe
na niebie.
Udało się nam wygrać ze złem, jednak musimy pamiętać o tym,
że gdy sytuacja się powtórzy- drzew może nie być już wcale.
Aleksander,
3h
„Z
pamiętnika grzecznego psa”
Cześć! Jestem bardzo grzeczny pies. Nazywam się lizak>
Mieszkam we Wrocławiu ze swoimi opiekunami. Dzisiaj opowiem krotką historię,
jak to wspaniale było być samemu w domu.
Moi opiekunowie to Henryk i Danuta. Pierwszy raz spotkałem
ich w sklepie, gdy miałem 27 dni. Chyba sekundę zastanawiali się, którego
pieska wybrać. Wybrali mnie, bo wyglądałem na słodkiego i grzecznego. A ja
zastanawiałem się, co to znaczy „grzeczny”? Szybko pokazałem, że raczej do grzecznych
piesków nie należę.
Pewnego razu Henryk i Danuta zostawili mnie samego w domu.
Przed wyjściem powiedzieli: „Nasz grzeczny Lizaku, opiekuj się domem, za
godzinę wracamy.
Najpierw wpadłem do kuchni. Biegałem po stole i niestety
rozbiłem talerze. Potem wpadłem do łazienki i zobaczyłem moją ulubioną zabawkę.
To był papier toaletowy. Rozwinąłem go po całym domu. Ale to była frajda! Nagle
otworzyły się drzwi i usłyszałem: „Rany, Lizaku!!! Co ty narobiłeś?”
To koniec mojej historii. Wygląda na to, że jestem bardziej
słodki niż grzeczny.
Tomek,
3h
„Z
pamiętnika grzecznego psa”
Cześć, jestem Fiki, mały grzeczny piesek. Moim panem jest
Jaś, 9 letni chłopiec. Mieszkam na ulicy Spodenkowej u Jaśka Dziadka. Mieszkają
tam: Babcia, Dziadek, Jaś, siostra Jaśka- Basia, tato – Krzyś i mama Stasia.
Pewnego dnia babcia źle się poczuła i zabrali ją do
szpitala. Po południu pojechaliśmy ją odwiedzić, ale doktorzy nie pozwolili mi
wejść do szpitala. Zostałem na dworze. Bardzo się nudziłem, ale na szczęście po
chwili wszyscy wyszli. Wróciliśmy do domu, a potem poszliśmy do parku. Okazało
się jednak, że park jest zamknięty, więc poszliśmy na przystanek autobusowy.
Coś mnie tam zaciekawiło i pobiegłem za tym. Było to coś chodzącego, a po
chwili zobaczyłem, że nie ma mojej rodziny. Poszedłem więc dalej za tym czymś.
Po chwili jednak zniknęło mi to z oczu. Zauważyłem, że jestem na jakiejś łące.
Wtedy zauważyłem małe królestwo. Nagle zrobiłem się malutki jak jego
mieszkańcy. Żyły tam mrówki. Przez dzień i noc ciężko pracowały. Nosiły rożne
zgniłe owoce, liście i patyki, a ja im pomagałem. Poznałem tam Wieśka, Edka, Stasia
i Kubę. Po kilku dniach zatęskniłem za moją rodziną, więc pomogli mi oni znowu
być dużym. Przy okazji oni zmienili się w motyle. Zastanawialiśmy się jak
trafić do mojego domu. Przypomniałem sobie, że obok niego płynęła rzeka, więc
ruszyliśmy na most. Przechodząc przez niego podskakiwałem z radości i nagle
potknąłem się i wpadłem do wody. Na szczęście koło mostu jechała policja na
rowerach. Motylki zaczęły tak im latać koło nosów, że się zatrzymali. Wtedy
zobaczyli mnie i przybiegli na ratunek. Rzucili mi linę, którą złapałem w zęby
i wyciągnęli mnie na brzeg. Cały się trząsłem z zimna. Policjanci zobaczyli na
mojej obroży numer telefonu do Jasia. Zadzwonili do niego, a on po kilku
minutach przyjechał z tatą. Pojechaliśmy do domu, a motylki latały nad
samochodem.
Od tej pory zawsze trzymałem się mojego pana i uważałem,
żeby się nie zgubić. Motylom zrobiliśmy piękną klatkę i zamieszkały z nami.
Igor,
3h
„Z
pamiętnika grzecznego psa”
Nazywam się Tosiek. Jestem bardzo grzecznym psem.
Moja mama urodziła sześcioro szczeniaków. Na początku
dostałem imię Paweł Śpiewak, bo byłem najgłośniejszy z rodzeństwa. Moim
kolejnym imieniem było Sisitowy Szybki Tosiek, ponieważ zawsze najszybciej
wbiegałem do pokoju i chowałem się do dziury. Moi bracia i siostry rozjechali
się po całym świecie, a ja zostałem w rodzinnym domu. Na pewno dlatego, że
byłem najgrzeczniejszy i nadal jestem.
Mojej mamie codziennie czeszę zębami włosy. Moją starszą
siostrę nauczyłem szybko biegać, bo ciągle ją gonię. Mojego wujka cały czas
przytulam, mimo że on na mnie burczy i warczy. Kiedy wychodzę na spacer, to też
jestem bardzo grzeczny. Głośno szczekam, żeby ogłosić, że jestem chętny do zabawy.
Potem też szczekam na kubły na śmieci, latarnie, słupki, porzucone worki, bo
muszę dobrze chronić moją rodzinę. W
parku bardzo lubię wszystkie dzieci. W domu jestem jeszcze grzeczniejszy.
Zjadam kapcie, bo mogą roznosić zarazki, zjadłem prostownicę do włosów, żeby
moja pani nie oparzyła się. Kiedyś chciałem być jeszcze grzeczniejszy i zjadłem
całą paczkę herbatki na uspokojenie. Zawsze w aucie śpiewam arie operowe.
Można powiedzieć, że jestem najgrzeczniejszym psem na
świecie. Mówię to ja i moja rodzina.