środa, 25 stycznia 2017

Podróż dookoła świata



-Pa tato!- krzyknęłam zbiegając ze schodów, jeszcze w piżamie.
-Pa kochanie. Ucałuj ode mnie mamę i Michalinę - odpowiedział tato.
Podbiegłam do niego,  by się pożegnać.  Z czułością mnie przytulił.
Coś wyszeptał przez łzy, ale nie mogłam tego zrozumieć. Po chwili wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.
Patrzyłam jeszcze przez okno za odjeżdżającym samochodem.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina szósta.
***

Jestem Marcelina. Mam jedenaście lat.  Często miewam dziwne sny,  które później jakby zmieniają się w rzeczywistość. Mój tato jest podróżnikiem. Zazwyczaj gdy wyjeżdżał, nie było go do trzech tygodni. Dziś jednak wyruszył w dłuższą trasę, a mianowicie na cały rok. Zostałam w domu z mamą i młodszą siostrą.
Bez taty było strasznie nudno. Zawsze jak się nudzę, to on wymyśla mi tysiąc pięćset zajęć. Teraz będę musiała zostawać po lekcjach w świetlicy. Masakra! Siedzieć z jakimiś maluchami dwie godziny. Wszyscy z mojej klasy od razu po lekcjach wracają do domu. Kiedy mój tato był na miejscu  przyjeżdżał po mnie, bo kiedy nigdzie nie musi wyruszać, pracuje w domu. Mama jest w robocie do siedemnastej. Mieszkamy dość daleko od szkoły, więc sama nie mogę wrócić. Na szczęście, mam jeszcze dziadka, który czasami będzie mógł mnie do siebie zabrać. Niestety z Michaliną. Przynajmniej Michalina jest jedna, a w świetlicy takich dzieciaków jak ona jest pełno.
***
-Dziewczynki!- dobiegał z kuchni głos mamy- Chodźcie na śniadanie!
-Zaraz mamusiu! Ubieram się!- krzyknęła Michalina.
Moja siostra ma to do siebie, że kiedy mówi „ubieram się’’ można przewidzieć, że będzie na dole za jakieś pół godziny. Misia ma bzika na punkcie ubrań. Dwadzieścia minut zajmuje jej wybranie ciuchów: jeżeli bluzka i spódniczka mają być tego samego koloru, nie ma opcji, żeby miały inny odcień, jeśli sukienka jest granatowa, nawet gumka do włosów nie może być czarna.
Minęło trochę czasu, aż w końcu usiadłyśmy  przy stole. Moja mama woli, jeżeli jemy razem, więc musiałam czekać na siostrę.
-Smacznego- powiedziała mama.
-Smacznego- odpowiedziałam równo z Misią.
-Jutro poniedziałek – zaczęła mama – i idziecie do szkoły…
- No wiemy. Przecież to logiczne- wymamrotałam spod nosa, gdyż nie miałam ochoty nigdzie wychodzić.

-Marcela, ale mama po prostu chce nam powiedzieć,  że zostajemy w świetlicy! - ucieszyła się Michalina.
-Marcelina, wiem, że nie chcesz zostawać z młodszymi dziećmi, ale ani ja, ani dziadek, nie mamy możliwości  odebrać  cię wcześniej – powiedziała mama, bo wiedziała, że straszne nie chcę siedzieć w szkole po lekcjach.
-No dobra. Jakoś sobie poradzę.
Po śniadaniu poszłam do swojego pokoju. Zupełnie nie rozumiem,  po co to wszystko. Równie dobrze, mogłabym na przykład  siedzieć w bibliotece. Pomagałabym pani Dorotce (bibliotekarce) i poczytałabym sobie coś. Rodzice ciągle powtarzają,  że trzeba dużo czytać. Ja nie mam na to zbytnio czasu, ale spędzając dwie godziny w bibliotece, przynajmniej półtorej godziny bym czytała. Niestety mama i tato nie dają się na to namówić.
Minął poniedziałek, wtorek, środa i czwartek. Niewiele się zadziało. Na lekcjach wszystko tak jak zawsze. Ale piątek sprawił mi wielką radość.
Gdy wróciłam ze szkoły, mama powiedziała, że dzwoniła Kamila. Pytała, czy mogłabym do niej przyjechać na noc.
Kamila jest moją najlepszą przyjaciółką. Poznałyśmy się trzy lata temu na Helu, podczas wakacji.
Dokładniej na plaży na Helu. Obie brałyśmy udział w lekcjach pływania. Nasi rodzice również bardzo się polubili. Spotykamy się na wakacjach, feriach i urodzinach. W tym roku nie widziałyśmy się ani razu. Całe ferie byłam u babci w Szczecinie, a na wakacje nie mogłyśmy się umówić: kiedy ja byłam na miejscu,  ona wyjechała, a kiedy ona wracała,  ja wyjeżdżałam. Urodziny obie mamy w czerwcu, więc z powodu  tego, że przyjeżdżali goście,  nie udało się trafić na odpowiedni moment wizyty.
Byłam cała w skowronkach! Zaczęłam skakać z radości.
-Ale kiedy mam przyjechać?- spytałam na wszelki wypadek.
-Najlepiej dzisiaj. Wtedy będziecie razem przez trzy dni.
Pobiegłam do pokoju, nie zwracając na nic uwagi. Po piętnastu minutach, byłam w salonie ze spakowaną walizką. Mama bardzo się zdziwiła. Nigdy nie byłam niczym tak podekscytowana. Zazwyczaj chodziłam obojętnie, wyrzucając każdą informacje, jaką dostałam, do kosza.
-Cieszę się, że jesteś gotowa- powiedziała mama - ale i tak musimy jeszcze poczekać na Miśkę.
-Ok. Dzisiaj jej daruję, bo nie chcę zmieniać szczęścia we wkurzenie.
Mama uśmiechnęła się do mnie. Usiadłyśmy  na kanapie i czekałyśmy na siostrę.  Musiała się przygotować, bo wszystko wskazywało na to, że zostanie na noc u babci i dziadka, bo mama przenocuje u Kamili.
***

-Pa Michalina. Bądź grzeczna. – powiedziała mama.
- Pa mamusiu. Będę tęsknić!
Wyszłyśmy z mamą z domu dziadków. Strasznie się niecierpliwiłam. Niestety do Helu jeszcze dwie godziny.
W samochodzie nie ma zupełnie co robić. Tylko słuchać muzyki i spać. Przez prawie całą drogę nie rozmawiałam z mamą. Sto procent uwagi  poświęcała  trasie.
Zasnęłam. Śniło mi się,  że  ja z mamą i siostrą  stałyśmy na rozpadającym się moście. Pod nami była głęboka przepaść. Bardzo trudno było się utrzymać. Nagle  Michalina spadła!
W tym momencie obudziłam się…
***
Nareszcie dojechaliśmy na miejsce!
Kamila przywitała nas już w drzwiach.
Od razu pobiegłyśmy do jej pokoju, żebym mogła się rozpakować.
Po kilku godzinach  zeszłyśmy do kuchni na kolację. Nagle do mamy zadzwonił telefon. Na chwilę wyszła na korytarz. Nie przejmowałam się zbytnio o czy rozmawia, jednak kiedy do nas wróciła, zaczęłam się obawiać…
-Michalina dostała straszną gorączkę. Ma prawie czterdzieści stopni - powiedziała trochę wystraszona.
Opowiadałam jej o moim śnie. Wiedziała, że moje sny czasami przekręcają się w rzeczywistość. Bała się, że z tym będzie tak samo.
-Muszę jak najszybciej do niej przyjechać- kontynuowała.
-Ale to raczej dopiero jutro- stwierdziła mama Kamili- zaraz się ściemnia, a do was jest kawałek drogi.
-No tak, racja. To wyjadę jutro z rana.
Patrzyłam jak wryta. Niby się cieszę, że mama nie będzie nam przeszkadzać, ale ta sytuacja z Miśką, naprawdę mnie zdziwiła. Jeszcze dzisiaj rano była pełna energii. Tu się dzieje coś dziwnego…
***
Zaraz po śniadaniu mama wyjechała. Widać było, że bardzo się martwi. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Co się stało, to się nie odstanie. Już nic z tym nie mogę zrobić.
Poszłam z Kamilą do jej pokoju. Musimy sobie wszystko zaplanować.
***
Następnego dnia  poszłyśmy na plażę. Weszłam do morza. Na początku  trochę się bałam, że będzie za zimna woda, jednak szybko się przekonałam, że jest nawet ciepła. Gdy zanurzyłam się po kolana, stało się coś strasznego… Prąd mnie porwał! Zaczęłam się topić. Krzyczałam z całych sił, ale nikt mnie nie słyszał.
W pewnym momencie, zupełnie się zatopiłam. Strasznie się bałam. Kończyło mi się powietrze.
Nagle  otworzyłam buzię, ale nie umarłam. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale byłam przekonana, że kiedy zabraknie mi powietrza, nadejdzie mój koniec. Lekko otworzyłam oczy. Nie czułam pieczenia. Spróbowałam się poruszyć. Wszystko  było dobrze. Jakbym  była rybą czy syreną, która oddycha pod wodą.
Zaczęłam płynąć. Za bardzo nie wiedziałam, gdzie jestem. Nie wiedziałam, jak daleko  odpłynęłam. Po prostu sunęłam przed siebie.
Po jakimś czasie  dopłynęłam do wyspy. Wyszłam z wody. Nigdy tu nie byłam. Kamila nigdy mi nie opowiadała o tej wyspie,  a na pewno o niej wiedziała, bo to nie mogło być jakoś bardzo daleko od jej domu. Postanowiłam się rozejrzeć po okolicy.  Jednak na pierwszy rzut oka, zaczęłam mieć wątpliwości, czy dalej jestem na Helu. Wszędzie było pełno palm kokosowych. Ogólnie, wyspa wyglądała bardzo egzotycznie.  Poszłam przed siebie.
Czułam jakby ktoś mnie obserwował. Kilkokrotnie  rozglądałam się, czy na pewno w pobliżu nikogo nie ma.
Po paru minutach podeszłam  do dziwnego  kotła. Stał na środku ogołoconej z palm części wyspy. Zajrzałam do niego. W środku znalazłam dziwny wisiorek, z bardzo ciekawym kamieniem. Wzięłam go do rąk i obejrzałam dokładnie. Tato przywoził czasami z wypraw drogocenne kamienie, ale ten nie przypominał żadnego z nich. Schowałam go do kieszeni i poszłam dalej.
Gdy przeszłam całą wyspę, stwierdziłam, że nie ma tu już nic ciekawego, więc chyba będę wracać. Tylko za bardzo nie miałam jak. Postanowiłam upewnić się, czy dalej mogę oddychać pod wodą.
***
Dopłynęłam na kolejną wyspę. Było tam trochę zimniej. Na jednym z drzew wisiała czysta bluza. Powąchałam ją. Pachniała normalnie. Sprawdziłam, czy nikogo nie ma w pobliżu, do kogo mogłaby należeć. Nikogo oprócz mnie tam nie było. Założyłam bluzę i poszłam dalej. Dotarłam do miejsca bardzo podobnego do tego na poprzedniej wyspie. Tym razem stało tam dziwne krzesło. Podeszłam żeby mu się przyjrzeć.  W oparciu był wyżłobiony kształt. Gdy popatrzyłam na niego dokładniej, zaczął mi coś przypominać… Wyjęłam z kieszeni kamień. Tak! Idealnie pasował. Nagle, krzesło jakby porwało ten piękny przedmiot, a na jego miejscu pojawił się mały kluczyk. Oczywiście go zabrałam. Nie wiem,  co tu się dzieje, ale wiem, że to może mieć jakiś wpływ na świat, więc lepiej nie będę wracać. Wskoczyłam do wody i płynęłam dalej.
***
Kolejna wysepka, była mniejsza od tamtych. Na krzaku leżał niebieski polar. Założyłam go szybko, bo pogoda się pogorszyła. Wiał  zimny wiatr. Długo zajęło mi szukanie tajemniczego przedmiotu.           W końcu znalazłam niedużą drewnianą skrzynię. Otworzyłam ją (kluczykiem z krzesła) i znalazłam notes. Był strasznie zakurzony. Otworzyłam na  pierwszej stronie. Widniał tam  napis: Podróż dookoła Świata.
Przełożyłam stronę. Był tam nie zbyt długi wstęp:
Witaj drogi podróżniku.
Czytasz właśnie mój pamiętnik. Opisałem w nim to,  co spotkało mnie podczas wyprawy, którą właśnie zacząłeś. Znajdziesz w nim również szyfry i hasła, które będą ci potrzebne podczas tej przygody.
Spotkają cię momenty, w których niezbędna będzie moja pomoc, więc trzymaj ten notatnik zawsze przy sobie. Ja już przeżyłem to, co ty teraz zaczynasz przeżywać. Jeśli posłuchasz moich rad, nic cię nie powinno zaskoczyć  na wyspach, które zwiedzisz.
Trzymam za ciebie kciuki. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.
(Niedługo znajdziesz mój następny notatnik, w którym wyjaśnię ci sens tej podróży i zdradzę ci moje imię)
-Ale super!- krzyknęłam z radości. - Nareszcie coś się dzieje.
-Nigdy  nie spotkała mnie tak ciekawa przygoda- mówiłam sama do siebie.
Popłynęłam dalej. Muszę się spieszyć. W pamiętniku napisane było, że wysp jest pięć, więc pomyślałam, że szybko to zejdzie, skoro przeszłam już trzy. Jednak gdy przeczytałam dalej, okazało się, że ostatnia jest bardzo duża i ukrytych  jest na niej kilka przedmiotów, które bardzo trudno znaleźć… Dodatkowo, było tam ponoć strasznie zimno. Mam nadzieję, że znajdę tam grubą kurtkę.
***
Przy brzegu  znalazłam małe pudełeczko z jeszcze mniejszym kluczykiem w środku. W głębi wyspy na jednym z kamieni leżała drewniana szkatułka. Chciałam otworzyć ją kluczem, ale była otwarta. Bardzo mnie to zdziwiło. No ale nie mam czasu teraz się nad tym zastanawiać. Chcę załatwić tą sprawę jak najszybciej, bo oczekuję na jakąś nagrodę…
Nagle  usłyszałam szelest. Podskoczyłam ze strachu.
-Czy ktoś tu jest?- zapytałam przestraszona. - Pokaż się!
Szelest się powtórzył. Zauważyłam,  jak coś bardzo szybko przede mną przebiegło.
-Halo!- zawołałam ponownie- Pokaż się!
Nikt mi nie odpowiedział. Chciałam uciec, jednak przypomniałam sobie o pamiętniku. Otworzyłam go.
Na jednej stronie napisane było:

WYSPA 4
Praston- zwierze wielkości dorosłego tygrysa. Występuje na czwartej wyspie. Na całym świecie  jest tylko jeden. Zajmuje się przekazywaniem ważnych informacji.
Wygląd zewnętrzny:
Nieproporcjonalnie mała w stosunku do ciała głowa, fioletowe oczy. Kolor sierści- granatowo- szary, w paski.
Wygląd wewnętrzny:
Spokojny, bardzo przyjazny wobec  ludzi.
-No dobra. W takim razie, nie ma się czego bać- powiedziałam.
Zaczęłam nasłuchiwać. W końcu zza krzaka wyłoniła się mała główka Prastona. Powoli wychodził. Nie chciałam go przestraszyć, ale trochę się spieszyłam, więc podeszłam do niego. Miał przywiązaną do łapy niedużą butelkę. Odwiązałam ją i wyciągnęłam z  niej kartkę. Zwierzak nadal przy mnie stał. Zaczęłam czytać:
Drogi podróżniku.
Praston pomoże ci przedostać się na piątą wyspę. Nie możesz już oddychać pod wodą. Na następnej wyspie  szukaj mojego drugiego pamiętnika. Pilnuj kluczyka. Jeszcze ci się przyda.
Usiadłam na grzbiecie zwierzaka. Popędził do wody. Trochę się bałam , że zlecę, ale  naprawdę tylko trochę.
***
Odpłynął na czwartą wyspę. Znalazłam notes pod krzakiem. Na pierwszej stronie dużymi literami, napisane było:
PODRÓŻ DOOKOŁA ŚWIATA
Jacek Pałkiewicz
Przewinęłam stronę. Uważnie czytałam:
Wiele podróżowałem.
Ty tez pewnie jeszcze wiele zwiedzisz. Ta podróż nie miała zbyt wielkiego celu. Chodziło tylko o to, byś poznał świat fantazji. Zwiedziłem wiele miejsc. Wszystkie były takie prawdziwe, niesamowite. Jednak ta była najprawdziwsza, chociaż wcale nie prawdziwa.
Tu się zacięłam… Jak to nieprawdziwa?! Przecież… nie rozumiem.
Nagle się obudziłam. Nie mogłam uwierzyć, że to był tylko sen. Ale niestety to był tylko sen.
Leżałam w łóżku. To było bardziej prawdziwe, niż wspaniała historia którą przeżyłam tak prawdziwie.
Ale ten sen, dał mi coś czego nigdy nie miałam: CEL. Postanowiłam zostać podróżnikiem. Wydam książkę, w której opiszę tę przygodę. Żeby inni po przeczytaniu tej książki, też mieli jakiś wspaniały sen, po którym będą wiedzieli, co naprawdę chcą robić w życiu.

Z dedykacją dla Babci i Dziadka.
Dużo zdrowia, radości i wspaniałych chwil spędzonych z wnukami 
Zosia, 5a
Wrzesień- 2016r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz