środa, 30 maja 2018

Wycieczka


Wycieczka odbyła się od 9 maja do 11 maja 2018 roku. Pojechaliśmy na nią z klasą 5a. Byliśmy w Ojcowie, Krakowie i Wieliczce.
                Ojcowski Park Narodowy był bardzo ciekawy. Była tam Maczuga Herkulesa, czyli ogromna skała wapienna, która wygląda jak maczuga. Ojców to bardzo ciekawa miejscowość. Po długiej drodze doszliśmy do jaskini Łokietka. Korytarze były wąskie, ale pomieszczenia ogromne. Później pojechaliśmy do hotelu. Byłem w pokoju z Piotrkiem. Wieczorem graliśmy w różne gry. Podobały mi się komory jaskini Łokietka, ponieważ mogłyby być one funkcjonalnym domem.
     Następnego dnia zwiedzaliśmy Kraków. Historia kościołów była co najmniej fascynująca. Potem oglądaliśmy inne piękne zabytki Krakowa takie jak: Wawel, Zamek Królewski, Dzwon Zygmunta, Uniwersytet Jagielloński i posąg Smoka Wawelskiego. Po południu zwiedzaliśmy Ogród Doświadczeń Stanisława Lema. Można było tam zaobserwować wiele niezwykłych eksperymentów.
Ostatni dzień wycieczki spędziliśmy w Wieliczce, czyli kopalni soli. Znajdowały się tam wielkie komnaty, w których figury przedstawiały pracę dawnych górników. Na końcu wyprawy po korytarzach Wieliczki, znajdowaliśmy się 135 metrów pod ziemią. Była tam winda, która zabrała nas na powierzchnię w ciągu około 30 sekund.
            Ta wycieczka nam się bardzo się nam podobała, ponieważ zawierała akcenty przyrodnicze jak i kulturowe.

Mateusz M., Mikołaj C., 5d

środa, 16 maja 2018

Afrykańska opowieść


         Cześć, nazywają mnie Domb, bo jestem bardzo silny. Mieszkam w Afryce, opowiem wam jedną opowieść.
Był słoneczny dzień, upał, wracałem ze studni z wodą. W domu zastałem mamę, która gotowała obiad. Dałem jej wodę i usiadłem przy stole. Moja wioska nazywa się Banbani. Spytałem mamę, czemu dziś jest taki dobry obiad. Ona powiedziała, że dziś są urodziny naszej wioski i powiedziała, że wieczorem jest wielki bal. Poszedłem po ubrania ze skóry kangurów i szczurów. To były moje najlepsze ubrania. Wieczorem okazało się, że jest jasno. Zdziwiłem się. Nagle zobaczyłem ogień. Zawołałem: "ewakuacja". Wszyscy za mną pobiegli do studni z wodą, ale studnia była pusta. Okazało się, że to ten upał podpalił wioskę a woda wyparowała w powietrze i zrobiły się chmury.
Na szczęście spadł deszcz i wioska była uratowana. Wszyscy dziękowaliśmy Bogu za uratowanie tej spalonej wioski. W nocy był wielki bal. Trwał cały dzień i noc. Cały czas padał deszcz. Tak zakończyły się te dwa dni.

Mikołaj, 3h

Afrykańska opowieść


             Czytałem ostatnio książkę z serii „Nela mała reporterka”. Nela podróżuje po świecie i opisuje swoje wycieczki. Najbardziej podobała mi się opowieść Neli o afrykańskim safari.
            Safari to wyprawa w Afryce, w czasie której można obserwować dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Nela poleciała do Tanzanii. Razem z przewodnikiem zwiedzała sawannę. Sawanna to bardzo duży teren porośnięty trawą. Rośnie tam mało drzew i krzaków. Występuje pora sucha i mokra. W porze suchej w ogóle nie pada deszcz i jest bardzo gorąco. Rośliny wyglądają jak słoma. W porze mokrej pada dużo deszczu i wszystko jest zielone. Nela po sawannie jeździła samochodem terenowym. Widziała następujące zwierzęta: ptaszka lilaka, dzioborożce, słonie, żyrafy, zebry. Nie mogła doczekać się, aż zobaczy lwa. W cieniu baobabu zjadła kanapki, owoce i napiła się wody. Zanim zatrzymali się pod baobabem okrążyli drzewo trzy razy, żeby sprawdzić, czy nie ma pod nim groźnych zwierząt. Tak było najbezpieczniej. Nela ciągle marzyła, żeby spotkać lwa. W końcu zobaczyła prawdziwe dzikie lwy. Lwy leżały spokojnie, nie uciekały jak inne zwierzęta. Dzięki temu Nela zrobiła wiele fajnych zdjęć. Lew jest najgroźniejszy na sawannie i nikogo się nie boi, ale wszystkie zwierzęta boją się lwa. Lew jest królem zwierząt na sawannie.
            Bardzo podobała mi się afrykańska opowieść Neli. Dużo dowiedziałem się o zwierzętach, które żyją na sawannie. Może kiedyś pojadę na safari.

Jakub P., 3h

Mój bohater


Moim bohaterem jest Leo Messi. Autorzy książek piszą o nim, że to mały chłopiec, który stał się wielkim piłkarzem.
Leo Messi urodził się 24 czerwca 1987 roku w mieście Rosario w Argentynie. Miał dwóch starszych braci, z którymi od dziecka grał w piłkę nożną. Nienawidził przegrywać ze starszymi braćmi i dlatego wykorzystywał swoją zwinność i szybkość. Był jak torpeda. Pędził do bramki ile sił w nogach. Na pierwszy trening zapisała go babcia, bo wiedziała, że Leo ma talent. Kiedy Leo miał 9 lat mierzył tylko 1,27 m i był najniższy wśród kolegów z drużyny. W szkole dzieci śmiały się z niego i nazywały go karzeł, krasnal, pchełka. Okazało się, że jest chory i bardzo wolno rośnie. Przez 3 lata codziennie robił sobie w obie nogi zastrzyki z hormonem wzrostu. Bardzo go bolało, ale z czasem przyzwyczaił się do bólu. Bardzo chciał urosnąć bo wiedział, że piłkarz nie może być niski. Leczenie Leo było bardzo drogie i rodzice nie mieli pieniędzy, żeby je dalej finansować. Tata chciał znaleźć klub piłkarski, który uwierzy w talent Leo i zapłaci za leczenie. Nagrał film, na którym Leo podbija pomarańczę 93 razy, a piłkę tenisową 120 razy. Film wysłał do słynnego klubu FC Barcelona. Trenerzy z Barcelony zachwycili się i zaprosili Leo na test. Chłopak grał zjawiskowo. Klub FC Barcelona przyjął Leo i pokrył koszty leczenia. Miał wtedy 13,5 roku i nie miał nawet 1,5 m wzrostu. Tak zaczęła się kariera Leo.
Leo Messi jest dla mnie bohaterem, ponieważ w trudnych chwilach nie poddawał się. Pokonał przeciwności losu, ciężko pracował i robił to co kochał.

Jakub P., 3h

Ależ to była awantura!


           Nadeszły ferie zimowe! Pojechałem z rodzicami do Zakopanego. Mama na każdy dzień zaplanowała jakąś atrakcję. Jedną z nich była wycieczka na Gubałówkę.
            Gubałówka to wzniesienie 1123 m n.p.m. Zaplanowaliśmy, że na Gubałówkę wiedziemy kolejką. Na dół mieliśmy zejść szlakiem. Podróż kolejką była krótka, ale bardzo emocjonująca. Jechałem taką kolejką po raz pierwszy. Na szczycie było dużo budek z pamiątkami i z jedzeniem. Padał śnieg i nie było widać panoramy Tatr. Zgodnie z planem mieliśmy schodzić szlakiem niebieskim. Znaleźliśmy niebieskie oznakowanie i ruszyliśmy. Śnieg padał coraz mocniej. Zaczęliśmy schodzić ale w pewnym momencie zgubiliśmy szlak niebieski. Znaleźliśmy szlak zielony i żółty, których nie było na naszej mapie. Poszliśmy trochę dalej i znaleźliśmy zamalowane oznakowanie niebieskie. Nie wiedzieliśmy którędy dalej iść. Nie było innych turystów. Mama uważała, że trzeba iść szlakiem żółtym. Tata chciał iść w dół na przełaj. Mama zdenerwowała się i powiedziała, że zimą w górach koniecznie trzeba trzymać się szlaku. Nie wolno z niego zbaczać. Tata zgodził się i poszliśmy dalej żółtym szlakiem. Robiło się coraz później, a my byliśmy zmęczeni. Nie marudziłem żeby nie denerwować rodziców. Ale nogi bolały mnie bardzo. Okazało się, że żółty szlak przecina nartostradę i dalej nie da się już iść. Rodzice znowu nie mogli się zgodzić. Tata proponował zejść w dół zaśnieżonymi polami. Mama chciała wrócić się i szukać szlaku. Była godz. 15:00 i dlatego wybraliśmy propozycję taty. Mama nie była zadowolona. Szliśmy po kolana w śniegu. Na drodze napotkaliśmy powalone drzewa. Musiałem się czołgać. Rodzice przeszli górą. Przed zmrokiem dotarliśmy do drogi. Bezpiecznie doszliśmy do hotelu.
            Nasza podróż była bardzo ciekawa. Nigdy nie widziałem jak rodzice się tak pokłócili. Mama do tej pory nie może zrozumieć dlaczego szlaki nie były zgodnie z informacją na mapie.

Jakub P., 3h